fbpx

Wybierz swój język

TROG – nowy album „The Pre-Ectelent Monodon”

Są artyści, którzy znikają ze sceny, ale ich cień nigdy nie przestaje unosić się nad światem muzyki. Są też tacy, którzy – nawet jeśli milczą przez lata – wracają z siłą tektonicznego uderzenia, jakby czas nie tyle ich wyciszył, co zahartował. Randy Michaud należy do tej drugiej kategorii. Jego najnowszy projekt TROG oraz album „The Pre-Ectelent Monodon” to nie tylko muzyczny powrót. To manifest. To oddech dawno wstrzymany, wypuszczony jednym potężnym rykiem w stronę ciężkiego metalu, który potrzebował właśnie takiego głosu.

Kim właściwie jest Randy Michaud?

Jeśli ktoś pojawia się w świecie metalowego undergroundu i zostawia ślad w trzech różnych dekadach, nie jest to przypadek. Randy Michaud to nie celebryta, nie frontman błyszczący na okładkach magazynów. To rzemieślnik. Twórca dźwięku. Gość z Arizony, który całe życie tworzył muzykę ciężką, powolną, mroczną, ale prawdziwą.

Dla wielu ludzi jego nazwisko kojarzy się przede wszystkim z Troglodyte Dawn – projektem doom/ambient, który jeszcze przed internetową erą zdobył status kultowy. Inni pamiętają go z D.T. Seizure, a jeszcze inni z Tykküs, gdzie śpiewał i prowadził zespół oparty na klasycznym heavy metalowym brzmieniu. Jedno jest pewne: Michaud nigdy nie próbował wpasować się w trendy. Wolał być tym, kim jest – samotnym kowalem riffów, rzeźbiącym w ciężarze i melancholii.

Dlaczego „The Pre-Ectelent Monodon” to wydarzenie?

Ten album nie jest tylko kolejnym wydawnictwem w katalogu Stone Groove Records czy Roxx Productions. To powrót artysty, który tworzył całe światy z dźwięków – i nagle zniknął na wiele lat. Po cichu. Bez zapowiedzi. Bez pożegnania.

Kiedy więc zaczęły pojawiać się pierwsze sygnały o TROG – enigmatyczne logotypy, krótkie komentarze, niepokojąco klimatyczne grafiki – coś zaczęło się budzić. Fanowska baza Michauda, choć rozproszona, natychmiast wyczuła znajomy klimat, styl i estetykę. Wielu pisało: „Czy to możliwe? Czy Randy wraca?”

I wrócił. Ale nie w połowie sił. „The Pre-Ectelent Monodon” brzmi jak album tworzony przez kogoś, kto całe życie czekał na ten moment. Jest bezkompromisowy, surowy, dziwaczny, kodowany w języku podziemnej sceny doom-metalowej i wzbogacony szaleństwem typowym tylko dla Michauda.

Brzmienie: Doom, klasyka, brud i piękno

TROG nie gra współczesnego doom metalu w stylu nagrań high-gain, wygładzonych kompresją i masteringiem. To powrót do dźwięku, w którym czuć kurz starych wzmacniaczy. W którym gitara huczy jakby przebijała się przez ścianę jaskiń. W którym bębny nie brzmią jak kopie cyfrowych sampli, ale jak realne uderzenia człowieka siedzącego naprzeciwko mikrofonu.

A jednocześnie jest tu coś miękkiego, elastycznego, niemal samotniczego – wpływy Troglodyte Dawn są subtelne, ale realne. Te ambientowe plamy, te zawieszone akordy, te pogłosy brzmiące jak echo od skały do skały. To doom nie jako gatunek, ale jako stan duszy.

Warstwa liryczna i emocjonalna – metal, który oddycha człowiekiem

Teksty Michauda nigdy nie były typowe. Nie szukał taniego mroku, ani pozerskiego cierpienia. Zamiast tego wprowadzał do muzyki coś organicznego: samotność, melancholię, duchowe poszukiwania, metafory związane z czasem, naturą i pamięcią.

„The Pre-Ectelent Monodon” nie jest wyjątkiem. Słychać tu człowieka mierzącego się z latami milczenia. Z powrotem, który nie był pewny. Z pytaniem o sens tworzenia. Z dziedzictwem i przeszłością, która czasem ciąży, a czasem pcha do przodu.

Ale nie brakuje też humoru. Michaud ma talent do wplatania lekkich, surrealistycznych akcentów w swoje kompozycje. To nie jest album ponury – to album pełen życia, świadomości, dojrzałości i pewnego ironicznego dystansu.

Proces powstawania – lata ciszy, lata notatek

Ewolucja „The Pre-Ectelent Monodon” była procesem nierównym i rozciągniętym w czasie. Brak pośpiechu. Brak oczekiwań. Tylko muzyka, która musiała się wydarzyć.

Według informacji wydawców część pomysłów pochodzi z lat 80., część z 2000., a niektóre powstały całkiem niedawno. Wśród utworów znajdują się interpretacje klasycznych piosenek z lat 60., pełne absurdalnej energii „Punk Rock Cow”, a także mistyczny doomowy numer „The Lizard from Ghost Mountain”.

Kontekst sceniczny – metal 2025 potrzebuje takich powrotów

W roku, w którym metal coraz częściej brzmi jak politycznie sterylna, wyczyszczona produkcja cyfrowa, Michaud proponuje zupełnie inne podejście: szczerość ponad stylistyką.

Żadnych gości, żadnych stream-baitowych singli, żadnego brzmienia dostosowanego do playlisty Spotify. TROG brzmi jak metal tworzony z wewnętrznej potrzeby – nie z oczekiwań rynku.

I dlatego działa. I dlatego ma znaczenie.

Jeśli lubisz...

  • Black Sabbath (szczególnie „Vol. 4”),
  • Trouble i ich oldschoolowy doom,
  • Pentagram i ich brudną, amerykańską surowość,
  • Saint Vitus,
  • wczesne Witchfinder General,
  • albo klasyczny heavy metal z lekko psychodelicznym odgięciem,

…to TROG jest twoim nowym obowiązkowym odkryciem.

Gdzie kupić i co dalej?

Album dostępny jest w wersji CD (limitowany digipak) oraz cyfrowo. Wydawcami są: Stone Groove Records, Roxx Productions oraz No Life Til Metal Records.

Randy sugeruje też możliwe koncerty – nieliczne, selektywne, klimatyczne.

Przyciski – zamów / odsłuchaj

CD – Roxx Records
Bandcamp – TROG


FAQ

1. Kiedy album ma premierę?
28 listopada 2025 r.

2. Czy TROG to solowy projekt?
Tak – to projekt Randy’ego Michauda z udziałem kilku bliskich muzyków.

3. Jaki to gatunek?
Doom metal, klasyczny heavy metal, elementy psychodelii i surowego rocka.